Pilot maszyny wzruszeń
Służba w wannie, na podłodze,
w korytarzu.
Wybudzam ekran krótkim Ja.
Sygnał, jak dziobnięcie
szturcha, zachowaj czujność.
Biuro. W parterach cywilizacji,
nurkować w kablach z gumy.
Biały status w Teams forever!
Skryć się przed okiem góry.
O! Kaprysy króla posesji,
ego ścian kwadratowych.
Bezwzględne posłuszeństwo,
dyktowane kontraktem.
Przestrzegać parodii wolności meetingu.
Urwana narracja. Głęboki oddech. Przykrótki wzrok.
Okresem wypowiedzenia zagrożenie.
Uśmiech. Fałszywy.
Przechadzam się w oparach ciszy. Bezpiecznie.
Dni liczone na minuty, minuty na mrugnięcia,
mrugnięcia na wstrzymany wdech.
Dzisiaj czuję,
kat zetnie mi łeb, nie warto trzymać przy życiu
tych, którzy cierpią na niedopasowanie.
Zbliżasz się bezszelestnie,
a ja
wzbijam się ponad gniazda gołębi,
zaglądam do okien staruszek haftujących chmury,
ścigam śpiewające wrony.
Pęd niesie moje imię,
suche łysiny odbijają cień.
Jestem pilotem maszyny wzruszeń drogi,
który bezsilnie zawraca
do spacji, odstępów,
bełkotu powtórzeń mailowych.
Wiatr w rękawach autorytetu.
Głośnik.
Odbija głos, który rozpala ogniem skrzydła.
Opadam.
Zapraszam, porozmawiajmy.
